Zobaczył, jak oczy otwierają jej się szeroko ze zdumienia. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Dan strzelił palcami i ekran zgasł. Kolejne pstryknięcie i schował się z powrotem do niszy w biurku z różanego drewna.
Oparł się w fotelu i zaniknął oczy. Próbował uciec przed wspomnieniami, ale było to niemożliwe.
A miało być tak wspaniale. Jakieś sto czy dwieście lat temu zapowiadano, że globalne ocieplenie doprowadzi do przełomu cieplarnianego. Nie stopniowego ocieplenia, ale nagłej, gwałtownej zmiany światowego klimatu. Całe ciepło zgromadzone w oceanach miało przedostać się do atmosfery. Czapy lodowe Grenlandii i Antarktyki miały się roztopić. Poziom morza miał gwałtownie wzrosnąć w ciągu dziesięciu czy dwudziestu lat. Wielkie burze w dużych ilościach. Zmiany klimatu zmieniające żyzne lądy w nieużytki.
No i co z tego? Użyjemy kosmicznych zasobów do rozwiązania wszystkich problemów. Energia? Zbudujemy satelity zasilane energią słoneczną, energią promieniowania kosmicznego i starczy na wszystkie potrzeby. Surowce? Będziemy je pozyskiwali z Księżyca i asteroid; w kosmosie jest więcej bogactw naturalnych, niż może dostarczyć cała Ziemia. Produkcja żywności?
Cóż, to będzie niełatwy problem. Wszyscy o tym wiemy. Ale mając dość energii i dość surowców możemy nawadniać tereny rolnicze zdewastowane zmianą klimatu.
Tak, jasne. A kiedy połowa większych miast świata zostanie zalana, co zrobimy? Co możemy zrobić? Co uczynimy, kiedy sieć przesyłowa energii elektrycznej zostanie zniszczona? Kiedy trzęsienia ziemi i fale tsunami zniszczą serce Japonii? Zabawimy się w chowanego. A kiedy trzęsienie ziemi zrówna z ziemią stany środkowego zachodu, co zrobimy? Będziemy próbowali pomóc ocalałym, a Jane zginie.
Drzwi biura otwarły się z hukiem i wszedł wielki mężczyzna z radą brodą, niosąc pięknie rzeźbioną tacę z tekowego drewna wyładowaną parującymi naczyniami. W jego wielkich dłoniach taca wyglądała jak dziecinna zabawka.
— Teresa mówi, że musisz coś zjeść — oznajmił wysokim, przyjemnym tenorem, stawiając tacę na biurku Dana.
— Powiedziałem, że nie jestem głodny.
— Do diaska, nie możesz się głodzić. Zjedz coś.
Dan spojrzał na tacę. Parująca miska zupy, sałatka, danie główne ukryte pod pokrywą z nierdzewnej stali, dzbanek z kawą. Żadnego wina. Nic alkoholowego.
Odepchnął tacę w stronę rudobrodego olbrzyma.
— Zjedz to sam, George.
Комментарии к книге «Urwisko», Бен Бова
Всего 0 комментариев