EDEK – (do Babci, z wyrzutem) A mówiłem pani szanownej, żebyśmy już dzisiaj nie grali.
EUGENIUSZ – (wskazując na Babcię) To ona, to wszystko przez nią! Ja nie chciałem!
MŁODY CZŁOWIEK – (postępując naprzód) Won, powiedziałem!
EDEK – O rany, idę już, idę. (idzie w stronę wyjścia, czyli naprzeciw młodego człowieka. Po drodze zatrzymuje się przy nim i wyjmuje mu spod pachy jedną z książek, otwiera ją)
MŁODY CZŁOWIEK – (biegnąc w stronę stołu) A prosiłem, tyle razy prosiłem, żeby mi tego więcej nie było! (okrąża stół, goniąc Babcię, która umyka przed nim)
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Nie, nie!
MŁODY CZŁOWIEK – A właśnie, że tak! I to natychmiast!
EDEK – (ogląda książkę) Ciekawe, ciekawe…
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ -Czego ty chcesz ode mnie?!
MŁODY CZŁOWIEK – (goniąc) Babcia dobrze wie, co mam na myśli!
EUGENIUSZ – Arturku, miałbyś choć trochę litości dla własnej babci.
MŁODY CZŁOWIEK – A, wujcio też się odzywa?
EUGENIUSZ – Ja się nie odzywam, tylko mówię, że nawet jeżeli Eugenia trochę się zapomniała…
MŁODY CZŁOWIEK, CZYLI ARTUR – To ja jej przypomnę. I wujciowi też przypomnę!
Litości! Kto mówi o litości! A czy wy macie dla mnie litość? Czy ona nie rozumie? Ale, ale przy okazji, wujciowi też się coś należy. Dlaczego wujcio nie przy pracy? Dlaczego wujcio nie pisze pamiętników?
EUGENIUSZ – Pisałem trochę dziś rano, potem oni przyszli do mnie, do pokoju…
OSOBA DOTYCHCZAS ZWANA BABCIĄ, CZYLI EUGENIA – Eugeniuszu, zdrajco!
EUGENIUSZ – (histerycznie) A dajcież mi wszyscy święty spokój!
ARTUR – Niemniej wujcio też zostanie ukarany. (nakłada Eugeniuszowi na głowę klatkę na ptaki bez dna) Siedzieć, dopóki nie zwolnię!
EUGENIA – Dobrze mu tak.
ARTUR – Babci też nie ujdzie na sucho, (odsłania wnękę, w której ukazuje się katafalk nakryty czarnym zmurszałym suknem i gromnice) Na katafalk! '
EDEK – (wertując książkę z coraz większym zainteresowaniem) Fajne, (siada na uboczu)
EUGENIA – Znowu? Ja nie chcę! ARTUR – Ani słowa!
Eugenia pokornie zbliża się do katafalku. Eugeniusz usłużnie podaje jej rękę.
EUGENIA – (lodowato) Dziękuję ci, Judaszu.
EUGENIUSZ – I tak ci karta nie szła.
EUGENIA – Błazen.
ARTUR – To cię oduczy tej potwornej lekkomyślności. (uderzając się po kieszeniacii) Zapałki, czy ktoś ma zapałki?
EUGENIA – (układając się na katafalku) Arturze, ja cię proszę, przynajmniej bez świec.
Комментарии к книге «Tango», Sławomir Mrożek
Всего 0 комментариев